JESIENIĄ BR. ODBĘDZIE SIĘ W KALISZU PREMIERA DWUDZIESTOMINUTOWEGO,
BARWNEGO FILMU DOKUMENTALNEGO O 1800-LETNICH DZIEJACH NASZEGO MIASTA. FILM
TEN ZREALIZOWANY ZOSTAŁ ZE ŚRODKÓW MIEJSKIEJ RADY NARODOWEJ W KALISZU
PRZEZ STUDIO ORION FILM W ŁODZI KIEROWANE PRZEZ BOGDANA PLEWCZYŃSKIEGO.
BĘDZIE ON WYŚWIETLANY W KINACH JAKO DODATEK DO FILMÓW FABULARNYCH. AUTOREM
SCENARIUSZA I REŻYSEREM TEGO FILMU JEST ANDRZEJ B. CZULDA, (KTÓREGO
POPROSILIŚMY O PRZEKAZANIE NASZYM CZYTELNIKOM KILKU WSPOMNIEŃ Z JEGO
REALIZACJI). Red.
Zanim przedstawię kilka moich notatek z planu filmowego, chciałbym
powiedzieć, że “Calisia civitas” to oczywiście tytuł roboczy filmu. Na
ekranach na pewno ukaże się pod innym tytułem – jakim, tego jeszcze nie
wiem. Jednocześnie muszę przyznać, że przy jego realizacji całej ekipie
pracowało się wspaniale. Wszędzie spotykaliśmy się z dużą życzliwością, co
po prostu bardzo ułatwiało nam pracę. Jednego tylko nie mogę odżałować –
tego, że ten film musi być tak krótki. Marzy mi się realizacja
historycznego filmu o Kaliszu. Ale tylko historycznego! Materiału jest
bowiem dość, starczyłoby co najmniej na trzy 20-minutowe filmy. Kalisz
wart jest tego!
Wtorek, 13 czerwca 1989 r.
Drugi dzień zdjęciowy – wnętrza. O 9.oo rano cała ekipa jest już w
Muzeum Okręgowym Ziemi Kaliskiej. Oświetlacze wnoszą reflektory, zwoje
kabli, szyny i wózek pod kamerę. Wyjaśniam jeszcze ostatnie kwestie z
operatorem Bogdanem Plewczyńskim, który teraz dyryguje ustawianiem
świateł. Jest też Jerzy A. Splitt – konsultant historyczny filmu. Wreszcie
wszystko jest gotowe i możemy zacząć zdjęcia. Prace postępują szybko –
ekipa to zawodowcy pierwszej klasy, pracujący na stałe w Wytwórni Filmów
Fabularnych we Wrocławiu. Przy kamerze uwija się operator i jego asystent
Janusz Zachwajewski – fachowiec dużej klasy. Jest gorąco i duszno. Nic
więc dziwnego, że największe powodzenie ma skrzynka wody sodowej.
Jest już po południu, gdy przechodzimy do najtrudniejszych zdjęć
przewidzianych na dzisiaj – makiety grodu na Zawodziu. Chcę ją pokazać i w
dzień i w świetle księżyca, gdy się pali spowita dymem, co ma widzowi
sugerować najazd zbrojny Henryka Brodatego z 1333 roku. Wszyscy mają pełne
ręce roboty. Układana jest jazda, a więc specjalne szyny, po których
jeździ wózek z kamerą i naszymi dwoma operatorami. Sekwencje dzienne
Zawodzia realizujemy szybko i bez kłopotu. Potem zmiana świateł na efekt
oświetlenia nocnego i możemy kręcić dalej. Robimy próbę jedną, drugą, a
potem i trzecią, bowiem przy ujęciu wszystko musi grać. W końcu możemy
kręcić “na ostro”. Proszę o ciszę na planie. Asystent reżysera Wiesław
Kaźmierczak, moja prawa ręka, bez której trudno byłoby mi się obejść, jak
zwykle niezawodny. Sprawnie zabawia się w pirotechnika i po chwili nad
palisadą grodu snują się ciężkie dymy pożarów. Rusza kamera i wózek.
Wszystkie ujęcia kręcone są bowiem w ruchu, co utrudnia całą realizację,
ale za to podnosi walory obrazowe. Kręcimy jeszcze kilka ujęć nocnego
pożaru, zaś w pomieszczeniach robi się istny przedsionek piekła – bo i
gorąco i dym z proszku scenicznego wypełnia całą salę, szczypie w oczy i
gardło. Jest akurat godz. 17.oo gdy ogłaszam koniec zdjęć. Zdaję sobie
sprawę, że wszyscy są bardzo zmęczeni i już najwyższy czas na spóźniony
obraz.
Czwartek, 15 czerwca 1989 r.
Czwarty dzień zdjęciowy – wnętrza w kolegiacie WNMP. Filmować będziemy
prawdziwe skarby, które kolejno przynosić nam będzie ze skarbca proboszcz
tutejszej kolegiaty. Zainstalowaliśmy się w zakrystii, trochę tu ciemno,
ale przyzwyczajeni jesteśmy do tego. Montujemy reflektory i zaczynamy
zdjęcia. Jako pierwsi filmujemy przepiękny, złoty średniowieczny kielich –
dar Kazimierza Wielkiego. Potem kolejno: monstrancję z XVI w., krzyż
ołtarzowy z XIV w, patenę kaliską z XII w., na końcu zaś obraz tzw. Matki
Boskiej “ab igne”. Zajmuje nam to jednak czas do południa. Gdy kończymy
zaczyna się akurat msza i musimy zrobić przerwę.
O godz. 14.oo wszyscy znów jesteśmy na planie, gdzie filmować będziemy
poliptyk “Mistrza z Gościszowic”. Jest to bodaj najtrudniejsza scena w
całym filmie. Zawarte w niej są bowiem wszystkie elementy ruchu filmowego:
jazda kamery z odjazdem i dojazdem, wreszcie transfokacja i otwieranie się
poliptyku. Wszystko musi być zgrane co do sekundy. Trzeba też przygotować
poliptyk, aby jego skrzydła w odpowiednim momencie same się otworzyły. I
tu nagle tragedia! Okazuje się, iż poliptyk jest w takim stanie, że przy
próbie otwierania jedna jego połowa może runąć na ziemię. Nie chcę jednak
pokazać go bez otwierania. Byłoby to okradaniem tego dzieła z jego piękna.
Zdaję sobie sprawę, że ryzyko jest duże, ale rozpoczynamy przygotowania
Zabezpieczamy bok poliptyku i preparujemy jego skrzydła tak, aby w
odpowiednim czasie otworzyły się same. Jestem wdzięczny proboszczowi
kolegiaty; że bez słowa protestu zezwala nam na ryzykowne eksperymenty. W
końcu, po czterech godzinach pracy wszystko jest gotowe. Przeprowadziliśmy
kilka prób – poliptyk spisuje się bez zarzutu, chociaż przy każdym jego
otwieraniu dech nam wszystkim zapiera ze strachu. Wreszcie kręcimy ujęcie,
które w filmie trwać będzie 40 sekund. Wyszło nie najlepiej – jazda była
nierówna i skrzydła otworzyły się też nierówno. Musimy zrobić dubel – tak
to już jest w naszym fachu i nikogo to nie dziwi. Na szczęście dubel
wychodzi dobrze i możemy kończyć. Jest godz. 18.oo. Kończyć, to znaczy
tutaj przy poliptyku, ale to jeszcze nie koniec zdjęć na dzisiaj. Mamy do
zrobienia jeszcze drugi nie mniejszy plan – w kaplicy dachauowskiej, która
w filmie wchodzi do sekwencji Kalisza w latach II wojny światowej. Ekipa w
milczeniu przenosi masę sprzętu w podziemia kolegiaty. Domyślam się, co o
mnie myślą ci zmęczeni i spoceni ludzie, ale wiem też, że wybaczą mi gdy
nasz film będzie dobrym filmem, kiedy przekonają się, że ich praca nie
poszła na marne.
W kaplicy znów rozkładana jest jazda. Bogdan wpadł na pomysł, aby
mrocznego oświetlenia kaplicy, krzyż i wyciągnięte ręce oświetlić na
czerwono – efekt jest niesamowity. Zaczynamy zdjęcia. Najpierw próba.
Kamera jeździ bardzo blisko symbolicznego muru z nazwami obozów, co wymaga
dokładnego ustalenia ostrości. Janusz Zachwajewski, który jest
pedantyczny, jak mało kto i na żadną fuszerkę nie pozwoli, wymierza
dokładnie każdą zmianę odległości. W końcu wszystko jest gotowe. Zaczynamy
zdjęcia, które na szczęście idą gładko i bez niespodzianek. Gdy kończymy
pracę dochodzi godz. 20.oo.
Poniedziałek, 26 czerwca 1989 r.
15 dzień zdjęciowy – zdjęcia lotnicze. O godz. 8,3o jesteśmy już na
lotnisku w Michałkowie, gdzie o 9.oo ma przylecieć z Inowrocławia wojskowy
helikopter M-2. Z niepokojem patrzymy w niebo, bo pogoda od paru dni wciąż
płata nam figle – ale teraz wygląda na to, że dziś będzie wszystko w
porządku. Czekamy. Mija godzina, potem druga. Zaczynamy się denerwować.
Wreszcie dowiadujemy się, że helikopter wystartował z opóźnieniem z powodu
zamglenia w okolicy Inowrocławia.
Około godz. 11.oo nad lotniskiem pojawia się “nasz” helikopter. Ustalamy z
pilotem trasę lotu. Okazuje się jednak, że brak jest pasów, którymi
zabezpiecza się operatora przed wypadnięciem. Próbujemy załatwić je u
szefa lotów lotniska w Michałkowie, lecz niestety nie mają nic takiego, co
by się nadawało. Nie ma rady, jedziemy do Ostrowa Wielkopolskiego do
Straży Pożarnej. Zabiera nam to godzinę czasu, ale dzięki życzliwości
dowódcy Straży wracamy z potrzebnym pasem. Ładujemy sprzęt do helikoptera
i pomagamy ubrać się Bogdanowi. Na ramiona zakłada specjalne urządzenie,
na które zostaje zamocowana kamera. W pasie założony ma kolejny pas,
którym zaczepiony jest do uchwytów w helikopterze, gdy sam siedzi w
otwartych drzwiach na podłodze, z nogami spuszczonym na zewnątrz. Tuż za
nim , ale już na siedzeniu siada Janusz, a obok ja z laryngofonem na
głowie, przez który mam kontakt z pilotem. Możemy startować. Niestety, coś
się dzieje, bo mimo ponawianych prób nie możemy wzbić się wyżej niż trzy
metry, a na dodatek lecimy do tyłu zamiast do przodu. Chyba coś nawaliło.
Wysiadamy i obserwujemy z boku mechanika. W końcu helikopter wzbija się w
górę, oblatuje wokół lotnisko i siada. Przez chwilę patrzymy na siebie w
milczeniu, a potem bez słowa ładujemy się do maszyny. Start. Tym razem
maszyna wzbija się bez problemu i lecimy w stronę Kalisza. W pierwszej
chwili nie mogę zorientować się, z której strony nadlatujemy. Wreszcie
udaje mi się połapać. Jesteśmy akurat nad Zawodziem. Lecimy dalej. Co
jakiś czas Janusz dokonując akrobatycznych operacji zmienia kasety w
kamerze.
Zaczynamy krążyć nad miastem. Nie idzie nam to łatwo, gdyż pilot nie ma
wprawy w lataniu z kamerą, trzyma się daleko od obiektów i leci zbyt
wysoko. Proszę go, aby zszedł niżej, ale bez skutku. Trudno, tutaj on jest
dowódcą i ja nie mam prawa do niczego go zmuszać. Szkoda tylko, bo zdjęcia
będą nie takie, jak planowałem. Powinniśmy lecieć szybciej i niżej, prawie
nad dachami. Jest to o tyle ważne, że im niżej się leci, tym zdjęcia są
bardziej dynamiczne i przejrzyste. Tak właśnie realizowałem zdjęcia do
filmów: “Krzywousty i jego synowie”, a ostatnio do “Gniezna”. Jedyna
nadzieja, że Bogdan jakoś to wyrówna. Wreszcie kończymy i wracamy na
lotnisko. Bogdan z Januszem, czując, że jestem niezadowolony pocieszają
mnie. Oddycham z lekką ulgą, z pełną odetchnę dopiero wtedy, gdy zobaczę
materiały robocze na ekranie. Odpoczywamy i widzimy ze zdziwieniem, że
mechanik rozbiera pół helikoptera na części. Przyciśnięty przez nas do
muru pilot puszcza “farbę”. Otóż ten helikopter nie jest ich maszyną, na
której latają na co dzień. Po prostu dostali pierwszą lepszą i rozkaz lotu
z nami. Przy starcie z Michałkowa uszkodził się jeden z silników
napędzających wirnik. Nie miał pełnej mocy i stąd wzięły perturbacje ze
startem. Musieliśmy również latać tak wysoko, gdyż między wieżami i
kominami następują zawirowania powietrza, w których helikopter lekko się
zapada. Jest to normalne i dla sprawnej maszyny nie ma znaczenia. Nam w
takim wypadku groziło w każdej chwili runięcie w dół – na miasto. Jedynym
wyjściem był lot na dużej wysokości. No cóż, to wyjaśniało sprawę!
W kwadrans później jechaliśmy już do Kalisza, gdzie czekały nas dalsze
zdjęcia plenerowe – na szczęście już na ziemi.
ANDRZEJ
B. CZULDA
nz:
A.B. Czulda na planie
fot. W. Kaźmierczak
|