- Bajki z krainy pieców - premiera -
W poniedziałek w Muzeum Kinematografii
miała miejsce premiera filmu „Bajki z krainy pieców” z udziałem jego
reżysera.
Andrzej B. Czulda, reżyser, zarówno przed
projekcją, jak i podczas spotkania, wydawał się być zdenerwowany.
Został bowiem poddany ocenie łódzkiej publiczności, wśród której
byli m. in. jego dawni wykładowcy ze Szkoły Filmowej, ludzie
kultury, zwykli obywatele oraz politycy, bowiem swoją obecnością
zaszczycił senator Maciej Grubski.
Sala była wypełniona po brzegi. Pomimo dostawionych krzeseł, nie
wszyscy mieli miejsca siedzące. Kilka osób zdecydowało się stać.
Film trwał ok. 42 min. Był przejmujący do samego końca, nie bez
powodu otrzymał w ub. roku Nagrodę Prezesa Stowarzyszenia Filmowców
Polskich na XVIII Festiwalu Mediów „Człowiek w Zagrożeniu”.
Po spotkaniu, które poprowadził dziennikarz Zdzisław Szczepaniak, na
scenę wkroczyła, z wielkim bukietem kwiatów, Grażyna Bukowska, która
jest obecnie kierownikiem historyczno-dokumentalnego kanału
telewizji TVN i Discovery – Discovery TVN Historia, pomagającego
przy produkcji „Bajek z krainy pieców” oraz Andrzej Traczykowski,
dyrektor WFO. Następnie w kolejce do reżysera ustawili się
pozostali, chcący wyrazić swoje uznanie, znajomi i przyjaciele.
Dokument opowiada historię więźniów KL Auschwitz, którzy narażając
swoje życie, malowali bajki dla synów i córek. Niektórzy z nich nie
zdążyli nawet poznać swoich dzieci, gdyż zostali zabrani do obozu
jeszcze przed ich narodzinami. Bajki były dla nich sposobem na
„nieśmiertelność”. Chcieli, aby ich potomkowie wiedzieli i pamiętali
o nich. Były też lekarstwem na cierpienie oraz tęsknotę. Książeczki
z bajkami wydostawały się poza bramy Auschwitz i były doręczane
rodzinom dzięki pomocy osób z zewnątrz, np. tym, którzy pracowali
właśnie z więźniami.
Henryk Czulda, ojciec Andrzeja i Zbigniewa, robił bajki dla
starszego syna Zbysia. Ponieważ nie miał on możliwości przesłania
książeczki nosił ją przy sobie, w nadziei, że kiedyś dostarczy ją
osobiście. I udało mu się, choć to niewiarygodne, gdyż towarzyszyła
mu w pięciu kolejnych obozach. To on był główną inspiracją do
stworzenia tego dokumentu.
Andrzej Czulda, jako mały chłopiec zapoznał się z książeczką, lecz
nigdy, będąc już dorosłym, nie przyszło mu do głowy, by nakręcić
film o jej historii. Do jego realizacji popchnęli go znajomi,
głównie pani Teresa Oziemska z Wytwórni Filmów Oświatowych.
- Pokazałem jej kiedyś tę książeczkę. Spytała się mnie, dlaczego nie
zrobię o tym filmu. Zdumiało mnie to, gdyż nigdy by mi to nie
przyszło do głowy. I wtedy zacząłem ten temat drążyć - przyznał
reżyser.
Zrealizowanie tego dokumentu, jak mówi Andrzej Czulda, nie było
łatwe, bowiem dotyczyło osobistej historii, której jednym z
bohaterów jest w końcu jego ojciec. Pełen obaw reżyser miał, na
szczęście, oparcie we współpracownikach.
- Cały czas miałem świadomość, że stąpam po bardzo cienkiej linii.
Obawiałem się przede wszystkim, żeby nie zrobić filmu, po
obejrzeniu, którego ktoś mógłby mi zarzucić, iż jest to „laurka dla
ojca”. Nie chciałem przekroczyć pewnej sentymentalnej bariery. Film
miał być wzruszający, ale nie płaczliwy. Umówiłem się więc z moimi
przyjaciółmi z ekipy, że będą mnie pilnować. Jako obserwatorzy mają
lepsze spojrzenie i chciałem, żeby czuwali, żebym nie zboczył z
obranej drogi.
W 1998 roku Andrzej, wraz z bratem Zbigniewem, po raz pierwszy
pojechali do Auschwitz. Jak wspomina, wizyta w dawnym obozie wywarła
na nich spore wrażenie.
- To było traumatyczne przeżycie – mówi Czulda. - Szliśmy z bratem
pomiędzy budynkami i łapaliśmy się na tym, że oboje myślimy o tym,
że tutaj był nasz ojciec, po tym bruku chodził, być może gdzieś tu
upadł – wspominał reżyser.
W muzeum w Oświęcimiu bardzo pozytywnie przyjęli pomysł nakręcenia
tego dokumentu. - Cieszyli się, ponieważ historia tych bajek była
znana jedynie przez pracowników muzeum, dzieci byłych więźniów oraz
być może jeszcze kilka innych osób – dodał.
Byli zdziwieni, że taki egzemplarz, jakim dysponują bracia Czulda,
istnieje. Różnił się on bowiem od pozostałych, które mieli w swych
zbiorach. Powodem tego najprawdopodobniej było to, że pan Henryk
znalazł się w Auschwitz w 1943 roku, kiedy to większość książeczek
była już zrobiona.
- Ojciec nie miał szablonu. Tego, którym posługiwali się pozostali.
Poprosił więc Stanisława Bęcia, który układał te wszystkie
wierszyki, o udostępnienie jego własnej książeczki. I on mu użyczył.
Dlatego też kompozycje rysunków są nieco inne – tłumaczył autor
filmu.
Reżyser zdradził również, że gdzieś w Polsce istnieje jeszcze jedna
bajka, której nie było w rejestrze muzeum. Jest to „bajka o
przygodach kota czarnego”, której to egzemplarz jest unikatowy,
jedyny. Na jej trop trafili po tym, jak artykuł Zdzisława
Szczepaniaka opowiadający o bajkach więźniów z Auschwitz, ukazał się
w 1999 roku w „Angorze”. Przeprowadzone badania wykazały
autentyczność tej książeczki.
Na czas kręcenia filmu w oświęcimskim obozie Andrzej Czulda przybrał
rolę reżysera i myślał wyłącznie o jego realizacji. Tamto miejsce,
które w dzień odwiedzają wycieczki, wydało mu się mało autentyczne,
dlatego też sceny do swojego dokumentu kręcił w nocy, która jak
wiadomo, sprzyja tęsknocie i wszelkim lękom.
- Stwierdziłem, że grozę osiągnie się wyłącznie w nocy. Dopiero ona
była w stanie oddać wiarygodny obraz - te światła obnażające druty,
czerwone lampki, które mówiły, że biegnie tam prąd i te szperacze,
światła, które bez przerwy krążyły po placu.
Bajki więźniów pisane dla dzieci, na pozór, opowiadały o niewinnych
przygodach zwierzątek, lecz w rzeczywistości były one pełne aluzji i
odniesień do ich realnej sytuacji. To było pokazane w dokumencie
bardzo wymownie. Kolorowe obrazy przeplatane były innymi, tymi
mówiącymi o ich prawdziwym życiu, podczas gdy w tle brzmiały słowa
pisanych z tęsknoty wierszyków.
Uważam, że Andrzejowi Czuldzie udało się zachować proporcje, dzięki
którym osiągnął zamierzony cel. Dokument opiera się głównie na
listach od ojca oraz bajkach Stanisława Bęcia. Nie ma w nim zbędnych
postaci oraz fikcyjnych dialogów. Jego niewątpliwym atutem jest
zgrabne oddanie autentyczności.
Autor: Emilia Białecka |