- Co bym zrobiły, gdybym był prezydentem Łodzi? -
Andrzej
B. Czulda, reżyser, scenarzysta, przez lata związany z Wytwórnią
Filmów Oświatowych w Łodzi.
Można
odnieść wrażenie, iż w Łodzi wiele rzeczy realizowanych jest
tylko po to, by były. Ich jakość ma drugorzędne znaczenie. Przykładem
mogą być drogi, których łatanie zleca się po kosztach, a po
tygodniu czy dwóch znów trzeba się tym zajmować. Należałoby
kontrolować umowy i pociągać wykonawców do odpowiedzialności.
Tymczasem wszystko to się rozmywa. Inną sprawą jest stosunek władz
do kultury, który przejawia się m.in. w sposobie rozdziału środków.
Oczywiście wiadomo, że przy niedużych środkach kołderka będzie w
pewnych miejscach za krótka. Dziwi, że środki nie są kierowane w
odpowiedniej wysokości na imprezy prestiżowe i związane z
charakterem tego miasta, jego wyjątkowością. Najlepszy przykład to
Festiwal Mediów „Człowiek w zagrożeniu”, który w 2012 roku po
raz pierwszy w swej 21-letniej karierze nie będzie miał nagrody głównej
ufundowanej przez prezydenta Łodzi. Uważam to za skandal. Ten
festiwal nie jest tylko częścią filmowej Łodzi, ale całej
filmowej Polski. Różne opcje polityczne rządziły w Łodzi, ale
nigdy do czegoś takiego nie doszło.
Kolejny
skandal to Łódzki Fundusz Filmowy, który był pierwszy w Polsce, a
dziś jego budżet lokuje nas na końcu listy wszystkich funduszy w
kraju. Pozostałe miasta sukcesywnie podnoszą wysokość jego budżetu,
Łódź sukcesywnie go obniża. 600 tysięcy złotych przy milionowych
budżetach nie tylko wygląda mizernie, ale na pewno nie jest zachętą
dla filmowców. Jak w ogóle dzielić tę kwotę? Dziwi mnie też wybór
filmów finansowanych przez ŁFF. Wybiera się fabuły, które mało
promują Łódź. Agnieszka Holland i tak musiałaby nakręcić „W
ciemności” w Łodzi, ale w filmie i tak nie wiadomo, że
„gra” Łódź. Kolejnym kuriozum jest dla mnie fakt, że nie są
preferowani łódzcy twórcy, którzy tutaj realizowaliby swoje filmy.
Jeszcze kilku reżyserów zostało w Łodzi, nie wszyscy wyjechali do
Warszawy. Tymczasem władzom miasta niespecjalnie zależy na nich, nie
dbają o nich w sposób należyty, jak więc ma się rozwijać rodzima
twórczość filmowa? Najlepszym przykładem jest dokumentalny film
„Nekropolis”, który choć zrealizowany, nie może się doczekać
dystrybucji z powodu braku środków. A ludzie o niego regularnie
pytają. Chlubnym wyjątkiem jest film „Aleja gówniarzy”.
Bardzo
cenię pracę Łódź Film Commission i ich zaangażowanie,
zastanawiam się jednak, że w jej składzie nie ma nikogo, kto ma doświadczenie
w pracy przy filmie, kto zjadł na tym zęby. Rytuałem władzy stało
się, że pokazuje się tylko na tych imprezach, na których jest mnóstwo
kamer i dziennikarzy, zaś imprezy ważne, choć nie tak korzystne
pijarowo, są przez władze omijane. To trzeba zmienić. Podoba mi się
program rewitalizacji kamienic, dziwię się jednak, że miasto nie
przeznacza należytych środków na remont kaplicy Karola Scheiblera
na Starym Cmentarzu, która jest chyba największym łódzkim
zabytkiem, prawdziwą perłą. Środki te są na żenująco niskim
poziomie. Gdyby nie anonimowy sponsor, który przekazał kilka milionów
złotych, prace renowacyjne niemal nie posunęłyby się do przodu.
Nie jestem do końca przekonany do pomysłu remontu ulicy
Piotrkowskiej na tym odcinku, na którym remont ten ma się odbywać.
Podoba mi się natomiast pomysł Marka Janiaka na zmianę kształtu
placu Wolności. Łodzi potrzeba dużego rynku takiego, jak mają inne
miasta. A może by ten plac połączyć wtedy ze Starym Rynkiem i
nawet Manufakturą, przy realizacji jakichś większych imprez.
łk
|