- Czulda w krainach historii i życia -
ANDRZEJ B. CZULDA (1951r.), absolwent łódzkiej „filmówki”, ponad 30 lat
pracował w Wytwórni Filmów Oświatowych jako reżyser i
scenarzysta, autor kilkudziesięciu obrazów związanych tematycznie głównie
z historią, kulturą i sztuką a także interesującymi osobowościami.
Zajmował i zajmuje wysoką pozycję wśród polskich dokumentalistów
filmowych, laureat liczonych nagród branżowych i organizacji
humanistycznych. Obecnie w łódzkim Muzeum Kinematografii, przed
kilkoma dniami wrócił ze zdjęć w Iranie.
W Kaliszu gościł będzie na zaproszenie Miejskiej
Biblioteki Publicznej w Sali Kryształowej „Komody” przy ul.
Niecałej w dn.13 i 14 bm. (wtorek i środa) o godz. 18., prezentując
cztery filmy swojego autorstwa oraz interesujące opowieści.
Marek
A. Truszkowski - Jesteś u nas po raz n-ty, a służbowo po przeszło
20. latach od realizacji „Kalisza poprzez wieki”. Z całkiem
innymi filmami…
- No tak, bo prywatnie byłem tu wiele razy, choćby u ciebie.
„Kalisz…” też pokażę, bo choć był to film zrealizowany jako
„wiekopomny pomnik” odchodzącej komuny, a jednocześnie
prawdziwy, bo przecież o prawdę zawsze chodzi. Fabryki pracowały,
mieszkań przybywało, a miasto było jakby czyściejsze niż teraz…
Tu ciekawa historia: niedawno z dwójką wybitnych kaliskich
dziennikarzy zrobiliśmy scenariusz sequela, taki Kalisz po 20-leciu
przemian, kolosalnych zmian. Korespondencja WFO z Ratuszem była, ale
jak głosi anegdota, film by był nawet zrealizowany, gdyby autorem
scenariusza był ówczesny wszechwładny kancelista. A zobacz, ile
miast się w ten sposób promuje, Łódź, Sandomierz, i to w
serialach.
- A nie miałeś ciągot do fabuły, nawet paradokumentalnej?
- Gdzieś tam z tyłu głowy… Ale u nas reżyser fabuły debiutuje
na ogół ok. 40. roku życia, a i to jeżeli ma odpowiednie
przebicie, układy i skupi grupę sponsorów. Szkoda mi na to czasu i
energii. Poza tym fabuła to zawsze rzecz wydumana, a ja wolę „życie
na gorąco”, reporterkę z kamerą, albo odkrywanie nieznanych
zakamarków historii , czy piękna zapomnianych dzieł sztuki i
okoliczności ich powstania.
- Te zakamarki historii przerodziły się w cały cykl filmów, od
Piastów poza rozbiory. A wydaje się, że wszystko na temat polskiej
historii już napisano… Nie sądzisz, że widz może nie okazać
zainteresowania?
- Właśnie: napisano! A komu chce się dziś czytać na pozór nudne
eseje? Widz to wzrokowiec, jego mózg prędzej koduje treści
przekazywane obrazem. On chce widzieć, jak wyglądali władcy,
stroje, jakie panowały obyczaje, jak zmieniała się mapa naszych
ziem z racji geopolitycznych. Zarazem te zmiany to jakby lustro czasów
dzisiejszych, ze wszystkimi implikacjami. Tylko że Polacy nie potrafią
z historii wyciągać korzystnych wniosków, i ja, nieskromnie mówiąc,
nie tyle chcę im w tym pomóc, ile przybliżyć możliwości
poznawcze.
- Obsypane nagrodami „Bajki z krainy pieców” wzruszają, mało który
scenarzysta by to wymyślił, a jak sam twierdzisz to
„zwykły tytuł i nadzwyczajna historia”…
- A także bardzo osobista. „Nie wiem czy ta bajeczka
dojdzie kiedyś do Twoich małych rączek, ale mimo to postanowiłem
namalować Ci” – tak pisał Henryk Czulda do starszego syna
Zbigniewa. Z obozu. I postanowił, że nie może dać się zabić
skoro ma wręczyć synowi bajkę. Historia o dwóch kurczaczkach, które
idą do młyna, towarzyszyła mu w Auschwitz i aż pięciu innych
obozach. Te bajki pisali po kryjomu więźniowie KL Auschwitz dla własnych
dzieci, pięknie je ilustrując. W tym obozie wydarzyło się tyle zła,
że można było zwątpić w dobro. A ono przetrwało, choćby w
pozornie błahych książeczkach o kurczaczkach i kwiatkach. Takich
ryzykantów, jak Henryk Czulda, którzy pisali i malowali ilustracje w
cieniu krematoryjnych kominów było trzydziestu. To też dowód, jak
w straszności mogą dziać się rzeczy piękne.
- Historia Polski, historie współczesne, penetracja nekropolii i śledzenie
losów dzieł sztuki, plus sylwetki wybitnych a mało znanych rodaków,
wymagają wielkiego – dla filmu dokumentalnego- nakładu pracy. Czy
dlatego dwa kaliskie dni opatrzyłeś umownie hasłami
„dokumentacja” i „realizacja” ?
- Umownie, bo przecież najwięcej zależeć będzie od środowiska,
widzów, ich pytań, kompetencji stymulatora dyskusji. Filmy mają być
zaczynem. Najmniej chcę mówić o sobie, bo bym wszystkich zanudził.
Najwięcej: o pracy. Tej, którą wybrałem. Najpierw: temat.
Dokumentacja to 80% roboty, plan -10%, reszta to montaż i wgranie
komentarza. Koszty trzeba ciąć wszędzie, co często odbija się na
jakości. Dziś kamery dają światło i zbierają dźwięk, ekipa
jest ograniczona do minimum. Ale pamiętać trzeba o ewentualnej
wielomilionowej widowni. Nadal lekko zazdroszczę reporterom twojej
klasy: temat, własny samochód, tzw. „idiotenaparat”, rozmowy z
ludźmi i story na kolumnę gazetową przedrukowywane w innych pismach
tzw. sieci. Tyle, że gazeta żyje dzień, dwa. Film zostaje na lata.
Z pobłażliwym uśmiechem przyglądam się „licencjatom”. Kupili
dyplomy za czesne, o zawodzie nie mają pojęcia, „dykcia” i „tfurczość”
woła o pomstę. Tzw. młode wilki uprawiają wyścig szczurów, a
powstaje z tego sieczka…
- Zostawmy te dywagacje, wróćmy do twej kolejnej pasji: dziejów
kultury. To kilka sekwensów np. o Krakowie, Kaliszu, Gnieźnie itp.
miastach. Realizacje związane też z nekropoliami, gdzie obok bohaterów
narodowych spoczywają twórcy, a ich nagrobki same w sobie są dziełami
sztuki.
- Tu sprawa jest prostsza, bo dokumentacja w większości jest dostępna,
pozostaje kreacja wizji artystycznej i umotywowany komentarz. A przede
wszystkim świadomość, że to są nasze, polskie skarby. Staram się
je zdokumentalizować w inny niż dotychczas, potoczny sposób „czytankowy”
, uchronić przed zapomnieniem i aby miały swoiste przesłanie. Nie
chciałbym zbytnio się rozwodzić nad tymi dokonaniami, ale
wszystkich chętnych zapraszam do wyboru z mojego archiwum/filmoteki.
Za dużo tytułów, aby je tu wymieniać.
- Poza wszystkim, o czym wyżej, kręci cię dusza reportera,
odkrywacza ludzi niebanalnych. Twórczych oryginałów. Jak choćby we
„Wpinaniu księżyca” czy „Zaczarowanym kręgu”.
- Film o Dariuszu Milińskim i tak nie oddaje wszystkich określeń,
jakich wobec banity, outsidera, szaleńca w zależności od świata w
którym przebywał, polskiego Bosha i Bruegla, używają jego mniej lub bardziej rzetelni
biografowie. Przodkowie Alka Matczaka z b. guberni kaliskiej też nie
sądzili, że prosty rolnik zostanie rzeźbiarzem, poetą, malarzem, a
w końcu z wyzbieranych kamieni zbuduje zamek, gdzie stworzy wiejską
galerię sztuki. To są typy niezwyczajne, niespotykane. O takich
ludziach warto robić filmy dla widzów, ale i dla nich samych. Bo są
skromni.
- To o czym mówiliśmy, i o czym wiemy przez lata znajomości, upoważnia
mnie do stwierdzenia, że uprawiasz „kamerowy rozziew tematyczny”.
Dodam: rzetelny, vide liczba nagród.
- To nie rozziew, to poruszanie się z kamerą po różnych krainach
życia, dokumentowanie historii i współczesności. Ot, po prostu,
nosi mnie… A o nagrody chodzi najmniej.
Rozmawiał: Marek A. Truszkowski
|