- Andrzej B. Czulda – pół życia w Oświatówce
-
Swoich
nie znacie: Andrzej B. Czulda
Andrzej
B. Czulda
– pół życia
w Oświatówce
Andrzej Bukowiecki
Ojca, architekta Henryka Czuldę (podczas okupacji więźnia pięciu
obozów koncentracyjnych), stracił, gdy miał siedem lat.
Wychowaniem Andrzeja zajęła się matka. Jego starszy brat Zbigniew
zastąpił mu ojca. „Nauczył mnie miłości do książek” – mówi
Andrzej Czulda.
Chciał,
śladem taty, zostać architektem, po podstawówce myślał o
Technikum Budowlanym. Matka stwierdziła jednak, że w rodzinie jest
już wystarczająco dużo architektów. Radzono jej, by posłała
Andrzeja, rozmiłowanego w przedmiotach humanistycznych, do ogólniaka,
ale uznała, że lepsze będzie Technikum Mechaniczne, bo po nim ma
się fach w ręku. „Nie odpowiadało mi ono i z ulgą wyleciałem
z niego za uderzenie sekretarza organizacji młodzieżowej. Ukończyłem
I Liceum Ogólnokształcące w Łodzi” – wspomina pan Andrzej.
Po
maturze pracował w Widzewskich Zakładach Maszyn Włókienniczych.
Interesował się fotografią, próbował sił w fotoreportażu. Od
brata zaraziłem się filmem amatorskim. Mieliśmy radzieckie kamery
8 mm, najpierw Aurorę, potem już lepszą, Quartz, z zoomem.
Bakcyla kina połknąłem więc dość późno. Z uwagi na wiek nie
mogłem spełnić marzenia o studiach dziennych na Wydziale
Operatorskim Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i
Teatralnej w Łodzi” – zwierza się Czulda
To
może reżyseria?
W
1979 roku zaczepił się w WFO, jak się okazało, na z górą trzy
dekady. „Przeszedłem wszystkie szczeble asystenckie i od początku
trafiałem jako asystent na świetnych reżyserów. Dwa filmy zrobiłem
z Janem Jakubem Kolskim: Jak mnie kochasz? (1985) – o
inicjacji seksualnej młodych ludzi oraz Słowiański świt. Początki
Polski (1986) – pierwszy odcinek serii Dzieje kultury
polskiej. Choć asystowałem Jankowi jako reżyserowi, to on, z
wykształcenia operator, nauczył mnie zwracania uwagi na oświetlenie
i kadrowanie” – mówi Czulda.
Co
ciekawe, zanim został asystentem przy realizacji wcześniejszego z
tych filmów, pozwolono mu zadebiutować jako reżyserowi. Nakręcił
– podobnie jak większość swoich kolejnych filmów – według własnego
scenariusza, dokument Dębno Lubuskie w czterdziestoleciu PRL
(1984), a wkrótce potem następny: Sport gorzowski (1985).
Wrócił jednak do asystentury reżyserskiej, która zaczęła mu
bardziej odpowiadać, niż wymagająca specjalistycznej wiedzy
technicznej sztuka operatorska. Kiedy Kolski przeszedł do fabuły,
Czulda został asystentem innego wybitnego reżysera, z czasem swego
wielkiego przyjaciela, Leszka Skrzydło. Towarzyszył mu m.in. na
planie kolejnych odcinków Dziejów kultury polskiej. Mistrz
wpoił uczniowi nawyk pisania dokładnych scenariuszy i równie dokładnego
opisywania nakręconych materiałów, co niezmiernie ułatwiało
montaż filmów. Ponadto miał zwyczaj wrzucania podopiecznego na głęboką
wodę, wysyłając go na jeden dzień na zdjęcia, a samemu zostając
w domu. „I patrzył: utonę czy wypłynę? Jakoś zawsze wypływałem”
– śmieje się pan Andrzej. „Kiedyś wspomina – tak się złożyło,
że kręciłem bez Leszka scenę z jego filmu, a on w tym czasie
obradował z komisją mającą mi przyznać lub nie przyznać I
kategorię asystencką. Gdy jeden z członków komisji obruszył się,
że przecież niedawno otrzymałem »dwójkę«, Leszek powiedział:
»Patrzcie, ja tu z wami rozmawiam, a mój film i tak powstaje, właśnie
dzięki Czuldzie«. Dali mi »jedynkę«, a to oznaczało, że za
zgodą dyrektora Wytwórni mogę być II reżyserem”.
Nadal
marzył o studiach. W Oświatówce wyrobił sobie tak dobrą markę,
że bez wahania podjęto tam decyzję o sfinansowaniu mu studiowania
w Zaocznym Wyższym Zawodowym Studium Realizacji Telewizyjnej przy
PWSFTviT. Ledwo zaczął studiować, a już zdobył, w 1990 roku,
Nagrodę Europejskiej Federacji Prasy Turystycznej na Międzynarodowym
Festiwalu Filmów Krótkometrażowych w Krakowie za film Kalisz
poprzez wieki (1989). Będąc jeszcze studentem, nakręcił
wzruszającą etiudę fabularną Babunia (1990) – o
staruszce umieszczonej przez najbliższych w Domu Opieki Społecznej,
a także dokumenty: I rozbiór Polski (1992) i Od nadziei
do upadku – II i III rozbiór Polski (1992). Studium ukończył
rok później. „Dyplom włożyłem do szuflady i tyle go widziałem,
bo wszyscy potem pytali mnie nie o to, jaki mam »papier«, tylko o
to, jakie filmy zrobiłem” – mówi z uśmiechem pan Andrzej.
Na
wozie i pod wozem
A
zrobił, po studiach, np. kilka filmów z cyklu Krakowskie
oblicza kultury: Barok krakowski (1994), Krakowskie
oblicza renesansu i manieryzmu (2000), Złota jesień
krakowskiego średniowiecza
(2000).
W
czasie transformacji ustrojowej Czulda był świadkiem stopniowego
rozpadu WFO, na który złożyło się kilka przyczyn, i który
odczuł także na własnej skórze. „Były takie okresy, kiedy płacono
nam tylko za gotowość, albo nawet i tego nie. W końcu zaczęto
nas zwalniać i przenosić do Łódzkiego Centrum Filmowego, czyli
dawnej Wytwórni Filmów Fabularnych, ale i tam nie mieliśmy zajęcia”
– wspomina z goryczą. „Do Oświatówki, przekształconej w międzyczasie
w Wytwórnię Filmów Oświatowych i Programów Edukacyjnych, ściągnął
mnie z powrotem jej nowy dyrektor Andrzej Traczykowski, który robił,
co mógł, żeby postawić ją na nogi i w dużej mierze mu się to
udało” – dodaje.
Czulda
zrealizował film o sztuce Wpinanie księżyca (2001)
– o artyście Dariuszu Milińskim, dokumenty historyczne: Stanisław
Pogonowski (2002) – o bohaterze wojny polsko--bolszewickiej, Cmentarz
Orląt (2002) oraz Święto Wojska Polskiego. Historia i
tradycje (2003), a wreszcie dzieło życia: Bajki z krainy
pieców (2008). „Żartuję, że jestem o rok gorszy od Jerzego
Hoffmana, bo on o nakręcenie Ogniem i mieczem walczył
jedenaście lat, a ja dziesięć o zrobienie Bajek...” – mówi
pan Andrzej.
Inspiracją
dla tego filmu, który ostatecznie powstał w koprodukcji WFOiPE z
Discovery TVN Historia, stała się oświęcimska pamiątka po ojcu
reżysera. Była to bajka, którą po kryjomu napisał i zilustrował
w obozie, przeznaczona dla małego wówczas Zbyszka, brata Andrzeja.
Okazało się, że autorów bajek dla swoich dzieci było w KL
Auschwitz więcej. Opowiada o nich przejmujący film Andrzeja Czuldy,
nagrodzony m.in. na Festiwalu Mediów „Człowiek w Zagrożeniu”
w Łodzi (Nagroda Prezesa SFP), Międzynarodowym Festiwalu Filmów
Dokumentalnych „Tranzyt” w Poznaniu oraz Międzynarodowym
Katolickim Festiwalu Filmów i Multimediów w Niepokalanowie.
„Jednak
największą nagrodą były dla mnie słowa profesora z PWSFTviT,
Marka Nowickiego, który po obejrzeniu Bajek ... powiedział
publicznie: »Andrzeju, jestem dumny z tego, że byłeś moim
studentem«” – mówi ze wzruszeniem Czulda.
Bohater
tego artykułu zrealizował jeszcze dwa ważne dokumenty – Nekropolis.
Łódzkie trójprzymierze cieni (2009) – o Cmentarzu Starym,
na którym spoczywają sławni łodzianie: katolicy, ewangelicy i
prawosławni, oraz Perskie ocalenie (2013) – o polskich
dzieciach, które przeszły z armią gen. Władysława Andersa szlak
ze Związku Radzieckiego do Iranu.
Muzealnik
Osobną
kartę w swoim życiorysie Andrzej Czulda zapisuje w Muzeum
Kinematografii w Łodzi, głównie jako współautor wydawanych
przez nie publikacji. W latach 2012-2015 ukazały się m.in.
„Jerzy Kawalerowicz. Malarz X Muzy”, „Janusz Morgenstern. Musi
zostać rysa”, „Jerzy Wójcik. Sformowana energia”, „Bogdan
Sölle. Zapiski scenografa” i „Witold Sobociński. Wizualna ciągłość
obrazu”. Nakładem Muzeum Kinematografii ukazała się również
książka Andrzeja Czuldy „Za kurtyną pamięci. Trójwyznaniowy
Cmentarz Stary w Łodzi” (2014). Dodajmy, że jej autor był
sekretarzem Łódzkiego Oddziału SFP (2007-2011). Od trzech lat
jest jego wiceprzewodniczącym.
|