- Partytura w głowie
-
Okolice
kina
Partytura
w głowie: film o Zdzisławie Szostaku
Jego
nazwisko na kinowych ekranach pojawia się przeszło dwieście razy.
Jako autora muzyki do filmów fabularnych, dokumentalnych, oświatowych,
ale przede wszystkim dyrygenta, który prowadził nagrania muzyki
filmowej innych twórców. Niedawno zmarły dyrygent i kompozytor
Zdzisław Szostak na zawsze związał się z Łodzią i jej środowiskiem
muzycznym w początkach lat siedemdziesiątych. Ale jego pierwsze
pobyty w naszym mieście były już wcześniej. Przyjeżdżał na
nagrania jako autor muzyki do filmów dokumentalnych Konstantego
Gordona. Zapamiętał dworzec Fabryczny i ul. Kilińskiego, którą
jechało się do WFO. Te, jak mówił, niezbyt piękne widoki, nie
przesłaniały mu jednak celu, jakim była praca dla filmu. Chciał
nowych wyzwań, chciał komponować i nagrywać dla filmu.
I
stał się najbardziej rozpoznawalnym w Polsce dyrygentem muzyki
filmowej, o którym mówiono, że ma stoper w sercu, bo potrafił
idealnie trafiać muzyką w odcinki filmowego obrazu.
Wśród
muzyków znany był z tego, że partyturę utworu, którym dyrygował
na estradzie, zawsze miał w głowie. Miał fenomenalną pamięć
muzyczną, dlatego mógł dyrygować bez partytury. Jego artystyczne
motto: „Trzeba mieć partyturę w głowie, a nie głowę w
partyturze” zostało uwiecznione, razem z jego fotograficznym
portretem, we wnętrzu macierzystej Filharmonii Łódzkiej. Teraz zaś
będzie tytułem filmu dokumentalnego realizowanego przez Andrzeja
Czuldę. Opowiada reżyser i współscenarzysta filmu: „Zdążyliśmy
nagrać wiele godzin rozmowy z Maestro Szostakiem, który opowiedział
całe swoje życie. Na kanwie tej relacji powstaną dalsze sceny.
Mamy zarejestrowaną jego wizytę na koncercie w Filharmonii, reakcję
i szacunek okazywane mu przez muzyków i publiczność. Zdążyliśmy
zrealizować scenę przy jego gwieździe na Piotrowskiej, a także
sfilmować jak słucha wykonania swoich utworów na kameralnym
koncercie w Muzeum Miasta Łodzi. Mam nadzieję, że ten dobry początek
tzw. zdjęć uciekających będzie kontynuowany w profesjonalnych
warunkach. Wszystko to, co dotąd zrobiliśmy, powstało dzięki życzliwości
jego przyjaciół, a najwięcej dzięki temu, że on sam bardzo
cieszył się na film o sobie.”
Koniecznie
trzeba dodać, że pozostało po nim bogate archiwum dokumentów,
fotografii, osobistych pamiątek. A że przez kilkadziesiąt lat w
Łodzi nie tylko dyrygował, ale też wykładał w Akademii
Muzycznej, istnieją relacje jego występów i wypowiedzi zapisane
przez lokalną telewizję. No i pozostały jego kompozycje, wśród
nich pisane do filmów twórców takich jak Filip Bajon, Paweł
Pawlikowski, Sławomir Kryński, Janusz Majewski. Ciekawe, dlaczego
w swoich obrazach chcieli mieć właśnie jego muzykę.
W
nagranej relacji Zdzisław Szostak opowiada o swojej pierwszej
fascynacji muzyką:
„…usłyszałem
muzykę, ale nawet nie wiedziałem, co to jest muzyka. Zabrały mnie
do kościoła kiedyś moje kuzynki. No i w tym momencie jak coś
huknęło, to ja byłem przekonany, że to jest właśnie… nie
diabeł, tylko piekło, o czym mi często babcia opowiadała. No, a
potem nagle przeszło to w jakieś takie drgania, myślę, a to jest
chyba niebo, o czym mi też moja babcia opowiadała. Okazało się,
że tamto co tak huknęło, to były organy. Tylko były wszystkie
rejestry włączone, jak to tak huknęło, no to ja się przestraszyłem.
Taki perdek byłem przecież. A potem to drgające, to były
wibracje na organach. No i wtedy to był pierwszy taki znak. Potem z
całą przyjemnością chodziłem, kuzynki namawiałem, żeby mnie
zabierały do kościoła. No i to były takie moje początki z muzyką.”
A zakończył je swoim opus magnum, monumentalną kompozycją Missa
latina.
Mieczysław
Kuźmicki
|